Kocham kolorowe włosy. Miałam już na głowie różne odcienie, czasem po całości, czasem w formie ombre albo pasemek. Nie mogłam zatem przejść obojętnie obok nowości od Loreal - Loreal Colorista.
Swoją farbę kupiłam w Rossmannie. Nie wiem jak z
dostępnością w innych sklepach, ale Loreal deklaruje, że będzie ona dostępna w
najlepszych drogeriach w Polsce. Myślę więc, że za jakiś czas spokojnie można
zajrzeć też do Hebe czy Natury.
To, co przyciągnęło mnie do Loreal Colorista, to taka trochę nadzieja na coś nowego, jakąś innowację w dziedzinie koloryzacji włosów na
odcienie niestandardowe. Od lat, co jakiś czas, sięgam po tonery La Riche, więc
taka koloryzacja to nie jest dla mnie nowość. Sięgając po Coloristę liczyłam na
jakąś alternatywę dla znanych mi produktów. Producent nie deklaruje długiego
czasu utrzymania się koloru (szkoda), ale po cichu marzyłam chociaż o tym, że
tym razem może uda się uzyskać pastelowy odcień bez silnego rozjaśniania włosów
do „białości”.
Ciężko było mi się zdecydować na odcień, ponieważ do wyboru
mamy całkiem sporą paletę. Możemy wybierać pomiędzy różem, czerwienią,
błękitem, turkusem… Postanowiłam, że na początek wybiorę kolor, który już
miałam na włosach i wiem, że wyglądam w nim dobrze – róż albo fiolet.
Ostatecznie wybór padł na odcień Lilac, coś pomiędzy tymi dwoma kolorami. Jak
wyszło?

To, co bardzo mi się spodobało, to dwie pary rękawiczek
dołączone do produktu. W ulotce jest napisane, że trzeba użyć rękawiczek
zarówno do farbowania, jak i do zmywania farby (kiedyś zmyłam toner bez
rękawiczek – miałam różowe paznokcie bez malowania :)). Spodziewałam się, że albo
będę musiała użyć tej samej pary, albo kombinować inną (na szczęście mam
zapas), ale miło się zaskoczyłam. Poza rękawiczkami dostajemy wspomnianą ulotkę
z instrukcjami oraz tubkę z produktem.

Podsumowując:
PLUSY
+ Duża gama kolorystyczna Colorista (w ogólnym spojrzeniu na produkt)
+ Dwie pary rękawiczek w zestawie
+ Sposób aplikacji (nie potrzebujemy dodatkowego pojemnika, po prostu nakładamy produkt bezpośrednio z tubki na rękę, a potem na włosy)
+ Brak zapachu (dla bardziej wrażliwych osób)
+ Mnie bardzo przypadło do gustu opakowanie i szata graficzna farby. :)
MINUSY
- Wydajność w przypadku koloryzacji całych włosów...
- ... a co za tym idzie, cena!
- W przypadku odcienia Lilac trzeba bardzo mocno rozjaśnić włosy, by otrzymać w 100% efekt z opakowania.
Bardzo fajna recenzja. Dzięki Tobie już wiem, że nie ma sensu przepłacać. Tonery La Riche Directions są bardziej wydajne, a także kolory są bardziej wyraziste, niż to co widać u Ciebie na zdjęciu. Cenowo też się bardziej kalkuluje. Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa i również pozdrawiam. :)
UsuńJa ostatnio kupiłam sobie trwałą farbę z tej serii i hmm... Porażka :P Czarne farbowane na granatowo (miałam wersję (blueblack) pozostało czarne, malowanie to porażka, bo ja i pół łazienki było granatowe (jeszcze w życiu z żadną farbą nie miałam takich problemów!), a po położeniu się na jasnej pościeli już od tygodnia pozostawia mi granatowe plamy :/ Na jaśka założyłam czarną poszewkę, ale kołdrę czyściłam już zmywaczem do paznokci - o dziwo zeszło. Nigdy więcej!
OdpowiedzUsuńO rany, to współczuję. :( Mi zazwyczaj tonery zostawiają ślady, ale jedynie przez pierwsze dwie noce, kiedy kolor jest jeszcze bardzo świeży. Jeśli chcesz granatową czerń, to możesz popatrzeć na Garniera - kiedyś mieli i wychodził faktycznie czarny z silnym granatowym połyskiem. :) Nie wiem tylko, czy ten kolor jest jeszcze dostępny...
Usuń