sobota, 16 grudnia 2017

Puder do kąpieli Biolove - Brownie z pomarańczą

Puder do kąpieli Biolove - Brownie z pomarańczą


Ludzie mają różne uzależnienia. Jednym z moich są kosmetyki do kąpieli. Ciężko jest mi przejść obojętnie obok produktów, których jeszcze nie znam - zarówno tych, które są już jakiś czas na rynku, jak i tych kompletnie nowych. I o nowości będzie ten post – niedawno zapytałam Was na instastories, czy chcecie recenzję pudru do kąpieli od Biolove o zapachu brownie z pomarańczą. Zdecydowana większość z Was chciała poznać moje zdanie na temat tego produktu, zatem zapraszam do czytania!

Biolove to marka własna sieci sklepów Kontigo. Ich produkty można kupić zarówno stacjonarnie, jak i internetowo. Od dłuższego czasu co i rusz sklep proponuje nam różnego rodzaju promocje, na których można dorwać m.in. tę markę. Ja swój puder kupiłam na zwykłej promce konkretnie na ten produkt, kilka złotych taniej – w standardowej cenie za opakowanie 150g musimy zapłacić 16,99zł. I muszę Wam powiedzieć, że jest to cena kompletnie nieadekwatna do wydajności produktu… Moje opakowanie wystarczyło na zaledwie dwa użycia. Dla porównania, sól do kąpieli od Biolove (pomarańcza z wanilią <33) kosztuje 15,99zł za 450g, wg danych na stronie internetowej Kontigo wychodzi 3,55zł za 100g. Nie muszę chyba dodawać, że sól starcza mi na o wiele więcej kąpieli…?

Sam zapach pudru – obłędny! Idealny na zimę, taki… „ciepły”. Kosmetyk pachnie jak prawdziwe brownie, niestety nie można go zjeść. :<  Naprawdę strzał w dziesiątkę, choć przy zakupie miałam pewne wątpliwości, czy się z tym zapachem polubimy. Z niecierpliwością będę wypatrywać soli do kąpieli w tej wersji. ;)

Na skórę trochę działa, trochę nie. Nie pozostawia na niej na pewno tłustej warstwy, tak jak robią to peelingi Biolove. Widać, że nie jest sucha, ale nie pokusiłabym się o stwierdzenie, że jest wyraźnie nawilżona. Ot, ten puder to bardziej taki „umilacz” kąpieli, przynajmniej w moim przypadku. Kompletnie mi to jednak nie przeszkadza – do nawilżania mam balsamy, do których udało mi się wreszcie przekonać i przyzwyczaić do w miarę regularnego używania. :)

Opakowanie to coś a la papierowa torebka (oczywiście wzmocniona od wewnątrz dodatkową warstwą, jakby foliową), z zapięciem jak w woreczku strunowym. Niby nie było ono bardzo uciążliwe przy tych dwóch użyciach, jednak nie mam w swojej łazience (jak na razie) półeczek nad wanną, więc kosmetyki stoją właśnie na wannie i czasem – wiadomo – chlapnie tam woda i opakowania tego typu miejscami namakają. Od strony wizualnej nie mam nic do zarzucenia, ot typowa szata graficzna Biolove.

Czy kupiłabym ponownie ten puder? Nie. Powodem tej decyzji jest wspomniana na początku wydajność, a raczej jej brak. Nie chcę wydawać 17zł na coś, czego użyję dwa razy, jeśli mogę kupić w tej cenie inny produkt, który starczy mi na dłużej. A szkoda, bo zapowiadało się super.

A Wy? Znacie ten kosmetyk? Jakie macie o nim zdanie?

INCI: Sodium bicarbonate, citric acid, cocamidopropyl betaine, butyrospermum parkii butter, citrus aurantium dulcis peel oil, parfum, persea gratissima oil, prunus amygdalus dulcis oil, limonene, linalool, citral, citronellol, ci 15985, ci 16035.

niedziela, 10 grudnia 2017

Naturalnie z pudełka - edycja grudzień 2017

Naturalnie z pudełka - edycja grudzień 2017



Do tej pory box z kosmetykami zamówiłam tylko raz, w dodatku była to stara edycja z dawno już ujawnioną zawartością. Naturalnie z pudełka to pierwszy box, który otwierałam, prawie nie wiedząc, co znajdę w środku. Czy jestem zadowolona z zawartości grudniowej edycji? Zapraszam poniżej do omówienia każdego z produktów.

Rozświetlający eliksir do ciała od Mokosh


Ten kosmetyk był jedynym, całkowicie ujawnionym jeszcze przed wysyłką pudełek. Nie ukrywam, że moje odczucia co do niego były i są mieszane – bardzo podoba mi się zapach, jaki wybrał producent (pomarańcza z cynamonem – miałam już serum od Mokosh o zapachu pomarańczy i pachniało bosko). Również zadanie, jakie ma spełniać eliksir, odpowiada mojej skórze (głębokie nawilżenie i rozświetlenie). Jednak nie do końca zrozumiałe wydaje mi się umieszczenie takiego kosmetyku w pudełku zimowym, bowiem rozświetlenie ciała, w dodatku dzięki mice mineralnej, pasuje mi bardziej na lato. Na szczęście produkt ten ma taką datę ważności, że spokojnie będzie mógł poczekać do okresu wakacyjnego.

Wartość produktu: 79,00zł

Serum do twarzy Fresh&Natural


Chyba mój ulubiony produkt z tego pudełka. Serum ma nawilżać (a moja twarz bardzo tego obecnie potrzebuje), regenerować, wygładzać, ujędrniać i wzmacniać zdolności ochronne skóry. Opakowanie z pipetką to jedno z moich ulubionych jeśli chodzi o kosmetyki, więc to też zaliczam na duży plus. Bardzo lubię firmę Fresh&Natural, bardzo się cieszę, że w boxie znalazłam coś od nich. :)
 
Wartość produktu: 49,99zł

Maseczka do twarzy Fitokosmetik


Ten produkt można było otrzymać w jednej z trzech wersji: maska-scrub oczyszczająca błękitna, odmładzająca Kleopatra lub odżywcza szmaragdowa. Mi trafiła się ta trzecia i jestem bardzo zadowolona. Każda z maseczek powstała na bazie glinki (jej rodzaj jest zależny oczywiście od wersji, którą się otrzymało) - wystarczy ją rozrobić z wodą i po prostu nałożyć na twarz. Jestem bardzo ciekawa tego kosmetyku i bardzo chętnie go wypróbuję. :)

Wartość produktu: 3,50zł

Peeling do ust od Your Natural Side



Z peelingu również bardzo się ucieszyłam, ponieważ moje usta są niestety kapryśne i wymagają regularnej i starannej pielęgnacji. O oleju rokitnikowym, który jest w składzie, słyszałam dużo dobrego, ale nie tylko jego tu znajdziemy – w składzie są również olej lniany, kokosowy i z orzecha laskowego, a bazę stanowi cukier. Jak tylko wykończę peeling, który obecnie używam, bardzo chętnie sprawdzę ten od Your Natural Side. 
 
Wartość produktu: 11,00zł

Co jeszcze znalazło się w boxie? Bardzo fajnym, idealnym na tę porę roku akcentem jest sojowy tea light od polskiej firmy Natural Bee. O ile się nie mylę, mi trafiła się wersja cynamonowa (wg karteczki był jeszcze zapach cytrynowy i goździkowy), choć wg informacji z opakowania produktu moja świeczka pachnie drzewem różanym, cytrusami i właśnie cynamonem. Wypróbuję ją już dzisiaj. <3 A poza tym w środku były jeszcze dwa kartoniki z kodami zniżkowymi – jeden do Fresh&Natural, a drugi do Marie Zelie (polska marka ubraniowa – chętnie sprawdzę!).
 
A Wam jak podoba się zawartość grudniowej edycji Naturalnie z pudełka? Czy gdybyście znały zawartość, zamówiłybyście je? :) Osobiście bardzo się cieszę, że w boxie nie znalazł się balsam do ciała - mam ich spory zapas, a zużywam je najwolniej ze wszystkich kosmetyków... :)

środa, 1 listopada 2017

Denko #6

Denko #6

Dwa miesiące bez denka – jak to się stało? Nie wiem, czy uda mi się odkopać zdjęcia zapasów z sierpnia i września, ale spróbuję! Tymczasem zapraszam na denko z października, dość skromne jak na moje możliwości. :))

PRODUKTY DO KĄPIELI


Sól do kąpieli Biolove Pomarańcza z wanilią – moje wielkie odkrycie tego miesiąca! Szukałam czegoś idealnego na te chłodniejsze wieczory, zapachu, który mnie troszkę „otuli”. Sól ta o wiele ładniej pachnie, gdy już się rozpuści. W opakowaniu zapach wydaje się być lekko sztuczny. Kosmetyk nie pozostawia zbyt mocnego, tłustego filmu na skórze. W moim przypadku nie był również wydajny – ale ja zawsze dodaję sól do niemal każdej kąpieli i to w dużych ilościach, więc nie mogę się zbyt obiektywnie wypowiedzieć w tym temacie. :D

Czy kupiłabym ponownie: TAK

Żel pod prysznic Barnangen – nie umiem opisać, jak świetny jest też żel. :) Począwszy od konsystencji, poprzez zapach (ciężki do zidentyfikowania, naprawdę!), a kończąc na wydajności właśnie. Minusem jest brak dobrego składu, ale raz na jakiś czas zamierzam się skusić na ten produkt, bo jest naprawdę super. 

Czy kupiłabym ponownie: TAK

Żel pod prysznic/szampon Alterra – używałam tego kosmetyku tylko jako żelu. Był bardzo przeciętny, ale nie mogę powiedzieć o nim jakoś specjalnie złych rzeczy. Ot, taki zapychacz, jeśli nic innego nie ma pod ręką. Na duży plus można zaliczyć to, że faktycznie jest bezwonny i jeśli ktoś ma wrażliwy nos, to będzie to dla niego dobry kosmetyk. :)

Czy kupiłabym ponownie: Raczej NIE


Kostki do kąpieli Sephora – jak widać, zużyłam ich całkiem sporo jak na jeden miesiąc. :D Cudownie pachną, sprawiają, że woda robi się lekko „kremowa”. Nie są jakoś bardzo bogate w składniki odżywcze, skóra po kąpieli nie jest ani trochę natłuszczona, ale i tak jest to bardzo miły dodatek do wieczornego SPA. Minusem jest cena - jedna sztuka kosztuje 4zł.

 Czy kupiłabym ponownie: TAK



Kula do kąpieli Asquith & Somerset – chyba dobrze napisałam nazwę firmy… :) Jednorożkowa kula to mój łup z TKMaxx. Cenowo nie opłacała się kompletnie (kosztowała około 16zł), ale nie mogłam się jej oprzeć! Trochę żałuję mimo wszystko tego zakupu, bo i działanie było bardzo nijakie. Po prostu rozpuściła się w wodzie i tyle mogę o niej powiedzieć. Nie miała żadnego konkretnego zapachu, działania na skórę również nie zauważyłam. Ot, taki produkt, co to głównie ładnie wygląda.

Czy kupiłabym ponownie: NIE


PRODUKTY DO WŁOSÓW


Szampon EcoLab uspokajający do wrażliwej skóry głowy – niestety, tutaj będzie chyba pierwszy bubel. Produkt dobrze oczyszczał włosy, do tego raczej nie mogę się przyczepić. Jednak KOMPLETNIE nie jest to kosmetyk dla wrażliwców! Zarówno ja, jak i mój chłopak, mamy dość wymagającą pod tym kątem skórę. I obydwoje zauważyliśmy, że po użyciu tego szamponu, strasznie swędzi nas głowa (a chłopakowi dodatkowo zrobiły się strupki). Byłam pewna, że aloes, który znajdziemy w składzie, a który u mnie czyni cuda, przyczyni się do odpowiedniego działania, ale niestety. Na pewno nie kupię już tego produktu.

Czy kupiłabym ponownie: NIE


Odżywka lawendowa Petal Fresh – muszę przyznać, że przy tym kosmetyku miałam dużą zagwozdkę. Początkowo byłam zadowolona z działania odżywki, ale z każdym kolejnym użyciem moje włosy jakby coraz mniej ją „tolerowały”. Mocniej się plątały, choć wcześniej dawały się rozczesać bez większego problemu. Pod sam koniec opakowania zauważyłam, że jeśli zwiększam czas trzymania odżywki, to kosmyki lepiej na nią reagują. Wychodziłoby na to, że włosy dość szybko się przyzwyczaiły do działania kosmetyku. Nie umiem jednoznacznie stwierdzić, czy to był ten powód, ale chyba nie chce mi się tego ponownie sprawdzać, zwłaszcza, że znalazłam już najlepszą odżywkę na świecie (o tym w innej notce :)). Dodam jeszcze, że produkt ten miał bardzo przyjemny, lawendowy zapach. :)

Czy kupiłabym ponownie: Raczej NIE

PRODUKTY DO TWARZY


Płatki pod oczy Efektima – już nie raz pisałam o tych płatkach czy to na blogu, czy na Instagramie. Bardzo je lubię i polecam, niezależnie od wersji. :)

Czy kupiłabym ponownie: TAK

Maseczka w płachcie Holika Holika After Hard Study – rozczarowanie… Maska zawiera w sumie to, co moja skóra kocha – ekstrakty z zielonej herbaty i olejku z drzewa herbacianego. Jednak nie dane było mi się tym nacieszyć, bo dostałam alergii. :/ Początkowo delikatnej, ale nie byłam w stanie wysiedzieć w tej masce do końca przewidywanego czasu, gdyż czułam, że moja skóra błaga o jej pozbycie się. I faktycznie, miałam na twarzy kilka czerwonych placków, zwłaszcza w okolicy linii żuchwy. A szkoda…

Czy kupiłabym ponownie: NIE

Pomadka Isana Intensiv – również częsty gość w moich wpisach denkowych i na Instagramie; nie ma chyba lepszej pomadki ochronnej dla moich ust, niż ta. A, że zrobiłam zapas na ostatniej promocji w Rossmannie, to jeszcze nie raz ją tu zobaczycie. :)

Czy kupiłabym ponownie: TAK

Płyn micelarny Biolaven – w przypadku tego kosmetyku mam mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo ładnie zmywał mi eyeliner, z drugiej podrażniał skórę. W pewnym momencie miałam też już dość winogronowego zapachu tego micelka… Chyba się już nie spotkamy.

Czy kupiłabym ponownie: NIE

PRODUKTY DO CIAŁA/DŁONI/STÓP


Dezodorant Garnier Mineral – jeśli chodzi o dezodoranty, to niestety, ale nie mogę sobie pozwolić na naturalność, jedyne co do tej pory w miarę się u mnie sprawdza, to antyperspiranty. A ten konkretny jest napawdę fajny i wydajny. Faktycznie nie zostawia plam, co jest dla mnie ważne, bo mam dość dużo czarnych ubrań. ;) Jest bez dodatku alkoholu i parabenów.

Czy kupiłabym ponownie: TAK

Mydło do rąk Vegan Fox Czerwone Winogrono – znowu winogrona. :D W tym przypadku, w przeciwieństwie do micela z Biolaven, zapach mi aż tak nie przeszkadzał – może dlatego, że był z dala od twarzy i nosa. :) Przyjemne mydło, spełniające swoją funkcję. Kupowałabym dalej, gdyby nie to, że wydajność jest nieadekwatna do ceny. 

Czy kupiłabym ponownie: Raczej NIE

Krem do rąk Pokemon Tony Moly, wersja zielona herbata – mała tubka idealna do torebki. Krem dawał odpowiednie nawilżenie dłoni, zostawiając przy tym świeży, herbaciany zapach (nieco inny niż ten z Yope, ale wciąż ładny). Chętnie wypróbuję innych rodzajów z tej serii, bardzo polecam. :)

Czy kupiłabym ponownie: TAK

Żel do dezynfekcji rąk Merci Handy – kupiłam go spontanicznie podczas zakupów w Sephorze. Kompletnie nie jest wart swojej ceny. O wiele fajniejsze i wydajniejsze żele znajdziecie choćby w Rossmannie, np. firmy Carex. Tutaj nawet nie udało mi się do końca wydobyć produktu, po prostu nie chciał już ściekać po ściankach. Do tego zapach (w tym przypadku cytrynowy) szybko zaczął mnie drażnić. 

Czy kupiłabym ponownie: NIE

Pianka peelingująca Organique Ice Tea – jaki to jest super produkt! Bardzo delikatna formuła peelingująca dobrze usuwa martwy naskórek, a przy tym nie „orze” skóry. Herbaciany zapach był idealny na lato, dawał dodatkowe uczucie odświeżenia. Na pewno wrócę do tego kosmetyku w cieplejszym okresie. :)

Czy kupiłabym ponownie: TAK

I to tyle! To tradycyjnie: czy któryś produkt wpadł Wam szczególnie w oko? A może coś z tej listy miałyście u siebie? :) 

czwartek, 28 września 2017

Kosmetyk miesiąca - SIERPIEŃ 2017

Kosmetyk miesiąca - SIERPIEŃ 2017

Cześć! Co prawda powinnam Wam zaprezentować w tym terminie kosmetyk miesiąca z września, ale niestety dwa tygodnie chorowania dało mi się we znaki i mam troszkę opóźnień, więc proszę pokornie o wybaczenie. Ale, żeby nie było, że jedynie przychodzę i przepraszam, to mam na osłodę recenzję kosmetyku miesiąca z sierpnia! A został nim…

ŻEL DO MYCIA BOBINI!


Przyznam szczerze, że kosmetyk ten znalazł się w mojej łazience kompletnym przypadkiem. Nie planowałam jego kupna, ale podczas zakupów spożywczych w jednym markecie stał on koło kasy – i mimo, że znam te wszystkie sklepowe techniki zakupowe, to dałam się złapać jak dziecko... :D Co mnie skusiło? Po pierwsze to, że jest to produkt hipoalergiczny. Jeśli chodzi o kosmetyki do mycia ciała, muszę bardzo uważać, bo sporo z nich powoduje u mnie alergię. Dodatkowo jest to produkt wegański, z zawartością wody z aloesu, który moja skóra uwielbia.

I, jak się okazało, żel ten faktycznie mnie nie uczulił! Polecam do wypróbowania alergikom i osobom z wrażliwą skórą. Może się okazać, że pokochacie ten produkt. :) Bardzo też spodobał mi się zapach kosmetyku. Bardzo przyjemny, troszkę „trawiasty”, ja lubię określać takie zapachy jako „zielone” – jakbym powąchała kwiatek doniczkowy. :) To może być też spory plus dla tych, którzy mają zbyt czułe powonienie i większość intensywnych zapachów ich drażni. Oczywiście żel super sprawdził się w swojej funkcji – świetnie mył i odświeżał. Nie pozostawiał niefajnego uczucia „niedomycia”, jak to robią niektóre żele.

Są też dwie rzeczy, które mogę wskazać jako minusy, ale bardzo malutkie. Po pierwsze – pojemność. Jest to jedynie 200ml, które bardzo szybko mi się skończyło. Jednak biorę pod uwagę to, że produkt ten dedykowany jest dla dzieci, nie dorosłych, dlatego też właśnie nie jest to jakieś ogromne przewinienie. ;) Po drugie – żel jest dość rzadki. Trzeba uważać przy nakładaniu na gąbkę, żeby się za bardzo nie rozlał i nie wylać więcej, niż nam potrzeba do umycia.

Opakowanie jest poręczne, łatwo się go używa i nie ślizga się ono w dłoni. Bardzo podoba mi się wygląd etykiety – patrząc na nią można dokładnie poczuć zapach oraz przyjemność, jaka płynie z użytkowania tego produktu. Jest zielono, błogo, naturalnie. :)

Podsumowując - jest to naprawdę godny uwagi żel, jeśli szukacie czegoś delikatnego, z małą szansą na podrażnienia. 

A może macie coś do polecenia od siebie z kosmetyków do mycia ciała dla alergików? :)

Ingredients/Składniki: Aqua, Coco Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Sorbitol, Sodium Lauroyl Sarcosinate, Disodium Lauryl Sulfosuccinate, Glycerin, Polyquaternium-22, Polyglyceryl – 3PCA, Sodium Cocoyl Apple Amino Acids, Sodium Methyl Oleyl Taurate, Decyl Glucoside, Sodium Sesamphoacetate, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Aloe Barbadensis Leaf Water, Olea Europaea Leaf Extract, Parfum, Citric Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Denatonium Benzoate.

środa, 30 sierpnia 2017

Pianka do mycia twarzy Cosnature

Pianka do mycia twarzy Cosnature

Pianka z Cosnature to produkt, do którego przymierzałam się naprawdę długo. Czytałam recenzje w internecie, a z każdą kolejną coraz bardziej miałam ochotę wypróbować ten kosmetyk. Powstrzymywało mnie tylko to, że aby to zrobić, musiałabym go zamówić z internetu. Na moje (nie)szczęście trafiłam na piankę w Hebe… Sklep ten od pewnego czasu miał już w ofercie produkty Cosnature, ale wybór był dość ubogi. Jednak, gdy już się doczekałam, bez zastanowienia pobiegłam do kasy z kosmetykiem i uradowana wróciłam z nim do domu. Potem było już niestety gorzej. ;)


Wiem z doświadczenia, że zdarzają się czasem produkty naturalne, z którymi moja skóra się nie lubi. Potrafiła mnie uczulić np. Lavera, ogólnie mocno chwalona. Że też nie nauczyłam się jeszcze robić punktowych prób uczuleniowych. ;) 

Tym razem oczywiście również nic takiego nie zrobiłam – nałożyłam dwie pompki pianki na dłoń i zaczęłam po prostu myć twarz. Czułam, że lekko pieką mnie okolice nosa, ale zwaliłam to na karb skóry lekko podrażnionej chusteczkami, z którymi nie rozstawałam się cały dzień z uwagi na katar. Potem zrobiłam wszystko tak, jak zwykle, czyli zmyłam piankę, a twarz zwilżyłam wodą różaną. Skóra zaczęła mnie piec coraz bardziej, a w pewnym momencie wręcz palić. Gdy spojrzałam w lustro, minę miałam na pewno nietęgą – wyglądałam jak burak! Czerwona, zaogniona facjata wyglądała strasznie, szybko więc złapałam za żel do mycia z Biodermy i obficie przepłukałam twarz wodą. Jednak niepotrzebnie wzięłam dodatkowy kosmetyk do mycia, który – jak później przeczytałam – mógł jeszcze dodatkowo podrażnić całość. Zmyłam więc i ten żel, ale nie przestawało piec. Przypomniałam sobie jednak o moim aloesie z Holika Holika, który można stosować nawet na poparzenia słoneczne. Nałożyłam grubą warstwę żelu (na szczęście wiem, że nie mam alergii na aloes) i dopiero to pomogło mi wyciszyć mocno podrażnioną i ściągniętą skórę. 


Brzmi źle, prawda? Postanowiłam zatem znaleźć winowajcę. Pierwsze co zrobiłam, to zerknęłam na skład. Co tam znajdziemy?


INCI: 

Aqua - woda;
Coco-glucoside – substancja aktywnie myjąca pochodzenia roślinnego (skrobia kukurydziana i olej kokosowy);
Sucrose – składnik pozyskiwany z trzciny cukrowej, ma za zadanie rozjaśniać i odkażać skórę;
Sodium coco-sulfate – substancja myjąco-pieniąca, która może szkodzić skórze wrażliwej!;
Glycerin – gliceryna, ma wiele zadań, m.in. nawilżać skórę;
Betaine – pochodna gliceryny, uzyskiwana z buraka cukrowego, ma za zadanie nawilżać skórę;
Alcohol – podejrzwam, że to jeden z głównych winowajców, w końcu to wróg wrażliwej cery. ;) Ma szerokie zastosowanie, m.in. dezynfekujące, tonizujące;
Lactic acid – kwas mlekowy, zmiękcza skórę;
Melissa officinalis leaf extract – wyciąg z melisy, działanie ściągające, przeciwbakteryjne i przeciwwirusowe, a także przeciwzapalne;
Citrus limon peel extract – wyciąg ze skórki cytryny o działaniu przeciwzapalnym i przeciwzmarszczkowym, antyoksydant;
Citric acid – kwas cytrynowy, usuwa przebarwienia i rozjaśnia skórę;
Parfum – składnik zapachowy;
Citral – składnik imitujący zapach cytryny, może uczulać;
Citronellol – skladnik imitujący zapach róży i geranium, może uczulać;
Geraniol – składnik imitujący zapach pelargonii, może uczulać;
Limonene – składnik imitujący zapach skórki cytrynowej, może uczulać;
Linalool – składnik imitujący zapach konwalii, może uczulać;
Potassium sorbate – sorbinian potasu, konserwant;
Sodium benzoate – benzoesan sodu, konserwant.

Jak na produkt, który przedstawiany jest jako kosmetyk hypoalergiczny, to… słabo. Naliczyłam siedem składników, które mogą powodować uczulenie/podrażnienie - mimo, że nie jestem jeszcze wybitnie biegła w składach, bo dopiero się tego uczę. ;) Ja jestem na NIE, chociaż cieszę się, że mimo wszystko wielu osobom ten kosmetyk służy. Odradzam go osobom o cerze wrażliwej i alergicznej, bo można sobie zrobić sporą krzywdę. A jeśli mimo to bardzo chcecie go wypróbować, to koniecznie sprawdźcie na małym fragmencie skóry, jak na niego reagujecie. ;)

sobota, 19 sierpnia 2017

Denko #5

Denko #5

Wydawało mi się, że denko w tym miesiącu będzie mniejsze (mimo, że i tak nie jest jakieś specjalnie duże), ale pod koniec lipca zużyłam sporo rzeczy i tak oto dopełniłam jeszcze moje pudełko. :) Najwięcej zdenkowałam produktów do twarzy, najmniej do włosów. Zresztą, same przeczytajcie!

PRODUKTY DO KĄPIELI



Półkule do kąpieli Nacomi – zestaw zawierał dwie półkule o zapachu greckim oraz dwie  o zapachu malinowym; szybko się rozpuszczały, a po kąpieli pozostawał na skórze (oraz na ściankach wanny ;)) konkretny film – taki, że balsam był już zbędny. Jeśli znacie kule Biolove, to macie z górki – obydwie marki produkowane są przez tę samą firmę i nawet zapachy są dokładnie takie same (z tym, że odpowiednikiem greckiego Nacomi jest w Biolove bodajże niezapominajka. ;)). Wyjątkowo mniej przypasowała mi w tej formie malina (którą kocham w produktach Biolove, np. peelingu), bo była za mało odświeżająca.

Czy kupiłabym ponownie: Raczej TAK, ale samą wersję grecką.

Żel pod prysznic Organic Shop: Mięta i Trawa Cytrynowa – tu mam mieszane uczucia. Żel jest wydajny, przepięknie pachnie (tak świeżo, jak tylko może mięta i cytryna <3). Ale kosmetyk ten jest bardzo delikatny, a ja średnio takie lubię, bo wolę uczucie porządnego „domycia” skóry, a tutaj tego nie ma. Na plus mogę jeszcze zaliczyć baaardzo wygodne opakowanie z pompką.

Czy kupiłabym ponownie: Raczej NIE

Pianka pod prysznic NIVEA: Cytryna i Moringa – dużo u mnie cytrusów tego lata. :) Piankę znałam już wcześniej w podstawowej wersji. Tym razem skusiłam się na mus z limitowanej edycji. Powiem Wam, że produkt ten niemal został kosmetykiem miesiąca. ;) Przegrał jednak tym, że nie do końca sprawdza się on w wannie. Ciężko jest się dokładnie umyć taką pianką, pod prysznicem jest zdecydowanie lepiej (dzięki niej prysznice na wyjazdach nie są dla mnie aż taką torturą :)).  Zapach ma bardzo przyjemny, pozostaje on na skórze jeszcze przez jakiś czas po umyciu. Bardzo też sobie chwalę to, że mus mnie nie podrażnił ani nie uczulił, co często zdarza się drogeryjnym kosmetykom.

Czy kupiłabym ponownie: TAK

PRODUKTY DO WŁOSÓW


Odżywka Garnier Fructis Hydra Fresh do włosów przetłuszczających się z suchymi końcówkami – bardzo fajna, niedroga odżywka. Włosy są po niej gładsze, łatwo się je rozczesuje, nie są posklejane. Minusem jest brak wydajności, choć ten kosmetyk i tak wypada pod tym względem lepiej, niż inne odżywki Garniera, np. ta z awokado. Mimo to z czystym sercem mogę polecić.

Czy kupiłabym ponownie: TAK

Suchy szampon Batiste, wersja Sweetie – z suchymi szamponami tej firmy jest tak, że mimo, że nie są moimi faworytami, to dalej je kupuję. ;) Jednak „Sweetie” bardzo przypadł mi do gustu, chyba najbardziej ze wszystkich wersji. Ma przyjemny zapach, który nie drażni ani nie wybija się za mocno. Działanie? Jak to Batiste, w moim przypadku przeciętne, ale że używam takiego szamponu raz na jakiś czas, to jest to do przeżycia. Na pewno sprawdza się sto razy lepiej niż Radical, ale to historia na inny wpis... ;)

Czy kupiłabym ponownie: Raczej TAK

PRODUKTY DO CIAŁA/DŁONI/STÓP


Maseczka to stóp od Sephory, wersja migdałowa i lawendowa – o tym produkcie robiłam już osobny wpis, maseczka została nawet kosmetykiem miesiąca. :) Przyjemnie chłodzi, fajnie nawilża (choć nie działa na miejsca „trudne”, jak pięty) i do tego ładnie pachnie (wersja lawendowa jest intensywniejsza).

Czy kupiłabym ponownie: TAK


Krem do rąk YOPE o zapachu zielonej herbaty/mięty – cudowny produkt, którym zachwycały się też moje koleżanki z pracy (swoją tubkę trzymałam w szufladzie i gdy tylko kremowałam ręce, nie mogły oprzeć się jego zapachowi :D). Pracuję w biurze i mam ciągły kontakt z papierem, często myję dłonie, a wiadomo – to mocno je wysusza. Krem YOPE radził sobie świetnie i już zaopatrzyłam się w drugie opakowanie, tym razem w innej wersji zapachowej. ;) Co prawda cena nie jest niska (waha się od 20 do 30zł w zależności od sklepu, stacjonarnie polecam Rossmann – 21zł! :)), ale produktu starcza na długo, więc nie jest to znowu taki wydatek, jak może się wydawać.

Czy kupiłabym ponownie: TAK

PRODUKTY DO TWARZY


Płyn micelarny Bioderma do cery mieszanej i tłustej – produkt ten znalazł się również w poprzednim denku, tylko zużyłam wtedy mniejszą wersję. Moje zdanie podtrzymuję, jak na razie to najlepszy micel, jaki stosowałam. Chciałabym jednak wypróbować jeszcze coś innego (nie ukrywajmy, Bioderma swoje kosztuje ;)), więc jeśli macie coś godnego polecenia, to dajcie znać w komentarzach!

Czy kupiłabym ponownie: TAK

Maska w płachcie Hada Labo Anti-Aging – u-wiel-biam! Gruba płachta, dobrze przylegająca do twarzy. Pierwszy raz miałam do czynienia z tak fajną maską! Działanie również bardzo na plus, cera była widocznie odżywiona. Kosmetyk nie podrażnił mi skóry, wręcz przeciwnie, wpłynął na nią kojąco. Na pewno spróbuję jeszcze drugiej wersji.

Czy kupiłabym ponownie: TAK

Maska w płachcie Holika Holika wersja Strawberry – totalne przeciwieństwo Hada Labo. Bardzo cienka płachta, która porwała mi się przy rozkładaniu. Kiedy już udało mi się w miarę ułożyć całość na twarzy (co i tak wyszło fatalnie), miałam tę maskę może dwie minuty? Skóra zaczęła mnie mocno swędzieć, więc - nauczona doświadczeniem - zdjęłam płachtę i szybko przemyłam twarz. Gdzieniegdzie miałam czerwone plamy, które na szczęście szybko zniknęły. Jak dla mnie bubel na maksa.

Czy kupiłabym ponownie: NIE

Maska na oczy Hot Eyes Steam – rozgrzewająca maseczka na oczy, którą już recenzowałam (całkiem niedawno). Bałam się trochę tego produktu, ale koniec końców byłam zadowolona. Czułam się zrelaksowana, skóra wokół oczu przestała być taka napięta. Fajna alternatywa dla standardowych, chłodzących masek. :)

Czy kupiłabym ponownie: Raczej TAK

Plasterek na nos Let Me Out od Mizon – najlepszy plaster oczyszczający nos z wągrów, jaki miałam! Pozbawił mnie na jakiś czas „czarnych kropek”, a skórę pozostawił gładką i nie podrażnił jej. Składnik aktywny: sproszkowany węgiel drzewny. Na pewno będę szukała opakowania z większą ilością plastrów, bo ten kupiłam na próbę w jednym egzemplarzu. ;)

Czy kupiłabym ponownie: TAK!

Płatki pod oczy Multibiomask – wersja odmładzająca; co prawda młodsza się nie czuję (jeszcze :D), ale jestem zadowolona. Produkt zawiera naturalne ekstrakty z aloesu, rozmarynu oraz geranium. Skóra pod oczami była miękka w dotyku, odżywiona, ale tradycyjnie cienie ani drgnęły, tak samo lekkie zmarszczki mimiczne (na to pomogą chyba tylko wypełniacze :D). Odczucia mam podobne co do niebieskiej wersji.

Czy kupiłabym ponownie: Raczej TAK 



Sztyft pod oczy TonyMoly Panda’s Dream – tutaj mam takie troszkę oszukane denko, bo niestety nie udało mi się zużyć produktu do samego końca z jednego powodu – sztyft złamał mi się, gdy powoli zbliżałam się do końca (tak jak czasem mają to w zwyczaju pomadki do ust). Ale pomijając ten drobny szczegół, z całego serduszka mogę polecić ten kosmetyk. Był nieocenioną pomocą podczas wakacji, gdy zmęczona i rozgrzana skóra potrzebowała nawilżenia i ochłodzenia. Teraz lato powoli się kończy, ale chyba i tak kupię nowe opakowanie, ponieważ produkt ten polecany jest także dla osób, które pracują przy komputerze. A że ja spędzam standardowy, etatowy czas przed monitorem, to chętnie przetestuję sztyft w takich warunkach.

Czy kupiłabym ponownie: Zdecydowanie TAK


Pomadka regenerująca ISANA Intensiv – moja najukochańsza pomadka do ust. Nic mi ich tak nie regeneruje, jak ten produkt! Tworzy na wargach tłustą, grubą warstwę, która całkiem szybko się wchłania i pozostawia usta nawilżone na dłuższy czas. Do tego jest niedroga, na promocjach można ją kupić raptem za jakieś 2zł. ;) Ma również całkiem dobry skład!

Czy kupiłabym ponownie: Zdecydowanie TAK

Pomadka ochronna brzozowa z betuliną Sylveco – przeciętniaczek. Nawet fajnie nawilżała, ale uczucie to szybko znikało. Nie lubię także pomadek, które zostawiają cieniutką warstwę na ustach, wolę zdecydowanie te bardziej „konkretne”. Plus za naturalny skład i neutralny zapach, co w przypadku brzozowych produktów od Sylveco nie jest takie oczywiste. ;)

Czy kupiłabym ponownie: Raczej NIE


Jak widzicie, większość produktów z lipcowego denka przypadła mi do gustu. Słabych kosmetyków było bardzo mało, co mnie cieszy – nie musiałam się zmuszać do ich wykończenia. Która z opisanych rzeczy najbardziej Was zainteresowała, a którą uważacie za najmniej wartą uwagi? :)
Copyright © 2016 Kosmetyczne Królestwo , Blogger